Serwisy społecznościowe to świetne narzędzia marketingowe, ale pod warunkiem, że potrafisz się z nimi właściwie obchodzić.
Politycy i marketingowcy starają się za wszelką cenę przykuć uwagę internautów. No właśnie, czasem ta cena jest wyjątkowo wysoka. Jednym wpisem można zszargać długo budowaną reputację lub przynajmniej zasiać w pozytywnie nastawionych odbiorcach niepotrzebne ziarno wątpliwości.
Niechlubne przykłady
Gdy administrator facebookowego profilu Orange zapytał klientów, czym Orange zaskoczył ich ostatnio, zasypany został masą komentarzy. Użytkownicy pisali, że zostali zaskoczeni m.in. wysokimi fakturami i błędnie naliczonymi opłatami.
W efekcie do sieci przedostał się strumień bardzo krytycznych informacji. Tę negatywną lawinę wywołali ludzie, którzy, o zgrozo, mieli markę promować!
Niedługo później w internecie zawrzało z powodu wpisu administratora polskiego profilu Apple. Osoba ta bezpardonowo skrytykowała i wyśmiała produkty Samsunga. I choć Apple zareagował szybko, twierdząc, że autor profilu nie działał za zgodą firmy, niesmak pozostał.
Określ zasady
Nie musisz oczywiście osobiście zajmować się prowadzeniem profilów na Facebooku czy Twitterze. Możesz zlecić to oddzielnej firmie lub zatrudnić do tego celu pracownika. Powinieneś jednak z góry ustalić ogólne zasady, które nie powinny być przekraczane w firmowych wpisach.
By nie iść śladami Orange, warto przewidzieć z góry, jakiego typu pytań lepiej nie zadawać publicznie, a uniknąć losu Apple można poprzez wyraźne ustalenie zasady, że o konkurencji najlepiej nie mówić w ogóle.
WAŻNE! Jeśli wiesz, że autor wpisów rozumie zasady i podziela je, nie przesadź w drugą stronę.