Site icon Bizrun.pl

2012 – finansowy koniec świata?

Co nas może czekać w tym roku? Jak uchronić swoje pieniądze przed inflacyjnym wirusem? Jak i gdzie zainwestować, żeby zarobić? Oczywiście jak zawsze w takim przypadku zdania analityków są podzielone. Tym razem łączy ich jednak jedno – brak hurraoptymistów.

Lokaty

Najpopularniejszą metodą inwestowania są lokaty. Niestety, w zasadzie żadna z lokat na naszym rynku nie pozwala na zarobek, a niektóre co najwyżej ochraniają nasze pieniądze przed inflacją.

Dlatego wybierając lokatę, dokładnie przeczytajmy wszystkie informacje na jej temat (nawet te pisane najdrobniejszym druczkiem).  Wiele banków manipuluje informacjami. Ograniczają na przykład wielkość wkładów depozytowych, wymuszają zakładanie rachunków, łączą depozyty z kartami itp.

Analitycy z Open Finance zakładają, że średnie oprocentowanie lokat powinno utrzymać się na poziomie około 5-5,2 proc. brutto w skali roku.

W przypadku lokat znaczącą zmianą będzie na pewno, zapowiedziana przez rząd Donalda Tuska, likwidacja lokat, które chroniły oszczędności przed tzw. „podatkiem Belki”. Tego rodzaju produkty z dzienną kapitalizacją stanowią dzisiaj sporą część portfela inwestycyjnego w ramach lokat bankowych.

Co się stanie z tymi pieniędzmi, kiedy nowe przepisy podatkowe wejdą w życie? Na pewno instytucje finansowe będą miały o co walczyć. Zresztą już dzisiaj proponują produkty, które przedłużają „wolność podatkową depozytów”. Proponują na przykład lokaty, w ramach których odsetki zostaną wypłacone w pierwszych trzech miesiącach ich trwania (czyli jeszcze bez „Belkowego haraczu”).

Są też propozycje lokat z automatycznym podniesieniem oprocentowania w momencie wejścia w życie nowych regulacji fiskalnych. Trzeba po prostu uważnie szukać. Niekoniecznie w banku, w którym mamy swój rachunek osobisty.

Nieruchomości

Jeszcze niedawno bardzo popularną formą inwestycji nadwyżek finansowych były nieruchomości. Czy nadal będzie to interesujący kawałek tortu inwestycyjnego? Wszystko wskazuje na to, że większe inwestycje na tym rynku mogą być ryzykowne. Wielu analityków przewiduje bowiem dalszy spadek cen domów i mieszkań. Powodem jest cały czas rosnąca podaż z jednoczesnym utrudnieniem dostępu do kredytów hipotecznych.

Co prawda kupno mieszkania może uchronić część naszych wolnych pieniędzy przez inflacją (spadek cen nieruchomości może być wolniejszy od inflacyjnego ataku na nasze portfele), jednak z inwestycyjnego punktu widzenia to działania o charakterze długoterminowym. Poza tym wielką niewiadomą jest tempo spadku cen na tym rynku.

Z danych przekazanych przez Home Broker wynika, że opłacalność inwestycji na rynku nieruchomości może na minus zaskakiwać nawet pesymistów. Przykładem jest Irlandia, gdzie w ostatnim kwartale 2011 roku ceny ofertowe mieszkań poszły w dół aż o 8 procent.

To oznacza znaczące przyspieszenie spadku w porównaniu z poprzednimi kwartałami. W latach 2008-2009 ceny kwartalnie spadały po ok. 5 procent, a w latach 2010-2011 po mniej niż 4 procent. W całym minionym roku ceny obniżyły się aż o 18 procent.

Z rynkiem nieruchomości trzeba postępować ostrożnie.  Jeżeli mamy możliwość uzyskania kredytu, a ceny mieszkań i domów w interesujących lokalizacjach spadną znacznie (na przykład o 15 proc.), to długoterminowo pewnie warto taką inwestycję rozważyć. To samo zresztą dotyczy ziemi. Przy czym także tutaj trzeba pamiętać o co najmniej średnioterminowym okresie inwestycyjnym.

Giełda

Dla osób nie bojących się pewnego ryzyka zawsze interesującym rynkiem ochrony i pomnażania kapitału była giełda. Czy jednak parkiet przy ulicy Książęcej w Warszawie pozwoli na zyskowne inwestycje? Czy papiery notowanych tam spółek warte są zainteresowania inwestorów? Pesymizm – a to on dominuje w wymiarze gospodarczym wokół nas – na pewno nie jest najlepszym czasem dla budowania portfela akcji.

Niemniej jednak niemała część analityków wskazuje na GPW jako na miejsce, gdzie racjonalne zachowanie może dać szansę nie tylko na ochronę kapitału, ale także na jego zwiększenie.

W roku, który jest już za nami, zwyżki odnotowało tylko 12 spośród 91 głównych indeksów giełdowych świata. Przy czym plusy dotyczyły na ogół bardzo egzotycznych giełd.

Wyjątek stanowi amerykański Dow Jones Industrial Average, który zyskał około 6 proc. Obejmujący wszystkie rynki dojrzałe, indeks MSCI World stracił 8 proc. Natomiast podobny indeks rynków wschodzących MSCI EM osunął się o 20,6 proc. (jego subindeks grupujący rynki Europy Środkowo-Wschodniej zakończył 2011 rok na minusie 25,7 proc.).

W takiej sytuacji może nastała pora, by wykresy notowań zaczęły wędrować na północ?

– Wskaźnik ceny do zysku największych polskich spółek wynosi obecnie 8,5 (jest on dużo lepszy niż miało to miejsce w czasie szczytu hossy), a wiele podmiotów wycenianych jest wg wartości gotówki na ich rachunkach. W tej sytuacji warto w pierwszym półroczu sukcesywnie kumulować papiery notowane na warszawskim parkiecie — twierdził na łamach „Pulsu Biznesu” Adam Nożykowski, dyrektor Noble Banku.

Podobnego zdania jest Damian Bukowiecki, niezależny analityk, który w rozmowie ze mną twierdził, że sporo papierów notowanych na warszawskiej giełdzie ma w tej chwili bardzo ciekawą cenę. Ubiegłoroczne spadki sprawiły, że i technicznie, i fundamentalnie niektóre spółki wyglądają bardzo ciekawie.

Jednocześnie uważa on, że w nadchodzących dwunastu miesiącach trzeba być inwestorem aktywnym. Długoterminowe kupowanie akcji trzeba sobie odłożyć na lepsze czasy. Teraz trzeba bacznie śledzić to, co dzieje się na rynku. – Trzeba kupować i sprzedawać. Zbyt wielka pazerność może być mocno zdradliwa – twierdzi Damian Bukowiecki.

Podobnego zdania jest Roman Przasnyski z Open Finance. Przy czym uważa, że pierwsza połowa tego roku na giełdzie będzie jeszcze bardzo nerwowa. Przewiduje nawet możliwość pogłębienia spadków.

Nie znaczy to jednak, jego zdaniem, że nie należy szukać okazji. Niemniej jednak ostrożniejsi inwestorzy powinni chwilowo wstrzymać się z giełdowymi inwestycjami i rozpocząć zakupy dopiero w drugiej połowie roku.

Jeżeli chodzi o zagraniczne rynki, analitycy uważają, że najbardziej atrakcyjne mają być te wschodzące. Jednak średnie prognozy analityków mówią też o zyskowności, na przykład w ramach indeksu Stoxx 600, czy S&P 500. Prognozowana zwyżka tych indeksów to około 6 proc.

Waluty

Kolejne możliwe miejsce inwestowania, to rynek pieniądza. Polska waluta jest jedną z najbardziej niedowartościowanych wobec dolara w Europie – wynika z analizy indeksu Bic Maca. Bloomberg prognozuje, że złoty może być w tym roku inwestycyjnym hitem. Analiza wskaźnika pokazuje, że złoty jest aż o 43 proc. niedowartościowany wobec dolara. Gorszy wynik na naszym kontynencie osiągnął jedynie rosyjski rubel.

Analitycy podają w związku z tym, że nasza waluta ma bardzo duży potencjał wzrostu. Zwłaszcza, że polska gospodarka wypada lepiej od innych w regionie. Analitycy ankietowani przez Bloomberga prognozują, że w tym roku kurs EUR/PLN powinien spaść do poziomu 4,20 zł.

Metale szlachetne

A jeśli nie zabawy walutami, to jest jeszcze rynek metali szlachetnych. W ostatnich latach nie tylko chronił on zainwestowane kapitały przed inflacja, ale pozwolił także na bardzo godziwy zarobek.

Jak będzie w 2012 roku? Tutaj zdania obserwatorów rynku złota znajdują się na dwóch przeciwnych biegunach. Z jednej strony słyszymy o „złotej bańce”, która pęknie właśnie w tym roku. W końcu hossa na tym rynku trwa już jedenaście lat, więc zagrożenie inwestycyjne rośnie. Z drugiej, nie brakuje optymistów (są chyba w większości).  Oni także uważają, że rynek metali szlachetnych czekać będzie pewna korekta, długoterminowo zalecają jednak inwestycje w kruszce.

Zastanawiając się nad inwestycją w złoto, musimy bacznie przyglądać się amerykańskiej walucie. Złoty kruszec, czy też mówiąc ściślej jego zachowanie rynkowe, wiąże się bowiem z notowaniami dolara. Im mocniejsza „zielona waluta”, tym słabsze szanse na wysokie windowanie kursu złotych sztabek.

Inwestycje alternatywne

Chroniąc swój kapitał, czy też myśląc o jego pomnożeniu, pewna grupa osób spogląda też w kierunku inwestycji alternatywnych. Nie da się jednak ukryć, że mimo wysokiej zyskowności niektórych z nich, są one dedykowane przede wszystkich bardziej zamożnym klientom.

I to oni z owych niszowych propozycji rynkowych budują najczęściej pewną, niewielką część swojego portfela, inwestując na przykład w fundusze typu venture capital czy też przeznaczając część środków finansowych na kupno wina, czy dzieł sztuki.

Winne inwestycje dały w ostatnim czasie przyzwoity zysk i wszystko wskazuje na to, że jeżeli tylko opowieści o kalendarzu Majów się nie sprawdzą, to nadal dobrze wybrane roczniki z odpowiednich winnic pozwolą na zarobek. Warto jednocześnie zauważyć, że ten rynek w Polsce znajduje coraz więcej zwolenników.

Nieco inaczej jest z dziełami sztuki. To rynek trudniejszy od winnego, mniej płynny i kierujący się wielkim subiektywizmem, modą. Nie mając mocnego rozeznania, wchodzenie na ten grunt może być bardzo ryzykowne.

Tomasz Miarecki
www.inwestycje.pl

Fot. Getty Images

Exit mobile version