Site icon Bizrun.pl

Jak zarobić na funduszach inwestycyjnych?

Fundusze inwestycyjne uważane są złoty środek pomiędzy bezpiecznym, ale mało opłacalnym oszczędzaniem na lokacie bankowej a bardzo ryzykownym inwestowaniem na giełdzie. Ale to nie oznacza, że na funduszach nie możesz stracić dużych pieniędzy!

Fundusze inwestycyjne może kupować każdy, korzystając zarówno z ofert tradycyjnych banków, jak i ze swoistych agregatów, przez internet. Niektórzy pośrednicy umożliwiają bezprowizyjny zakup wielu funduszy w jednym miejscu. W wielu wypadkach udział w wybranym funduszu można nabyć już za 50 zł – tyle wystarczy, by formalnie stać się inwestorem.

Niewielkie bariery wejścia, łatwy dostęp, możliwość prostego kupowania i sprzedawania jednostek uczestnictwa, to zalety, które sprawiają, że inwestowanie może skusić nie tylko doświadczonych inwestorów, ale i osoby, które dopiero zaczynają przygodę z papierami wartościowymi.

Na początek warto zainwestować niewielką kwotę – nie po to, by na niej zarobić, ale po to, by na własnej skórze poczuć dreszcz emocji związanych z doświadczaniem zysków i strat. W miarę, gdy Twoje doświadczenie będzie rosło, możesz angażować większe środki.

W zależności od tego, w jaki sposób zamierzasz zajmować się funduszami, powinieneś przyjąć inną strategię inwestycyjną.

Portfel Kowalskiego

Bankowi eksperci lubią przekonywać, że mądre inwestowanie w fundusze inwestycyjne powinno opierać się na dywersyfikacji, a więc na rozłożeniu środków na jednostki różnego typu, np. 20 proc. możesz przeznaczyć na fundusze agresywne (np. akcyjne), uchodzące za bardzo ryzykowne, 30 proc. na fundusze hybrydowe (łączące w sobie różne rodzaje funduszów), a 50 proc. możesz włożyć w fundusze bezpieczne, np. obligacji.

Bankowcy mają rację – to może być dobry sposób inwestowania dla statystycznego Kowalskiego, który nie interesuje się giełdą, nie sprawdza na bieżąco danych o swoich funduszach i liczy na to, by zarobić odrobinę więcej niż na lokacie.

Dywersyfikację polecić można tym, którzy chcą zainwestować środki i „zapomnieć” o nich na dłuższy czas, choć i tak warto przynajmniej od czasu do czasu doglądać swojego funduszowego dobytku, zanim okaże się, że wszystkie nasze aktywa są już pod kreską oznaczającą zerowy zysk.

Taka strategia nie będzie jednak dobrym rozwiązaniem dla aktywnych inwestorów.

Mit dywersyfikacji

Załóżmy, że zainwestowałeś środki w fundusze różnego typu i były to decyzje słuszne. Może się zdarzyć, że na funduszach agresywnych zarobisz 30 proc. w skali roku, na funduszach hybrydowych 15 proc., a na bezpiecznych 5 proc. Jeśli swój portfel inwestycyjny podzieliłeś równo na 3 części, oznacza to, że Twój zysk wyniósł 16,7 proc.  Brzmi nieźle, prawda? Ale czy nie wolałbyś wyjąć 30 proc. z całości inwestycji? Przecież gdybyś całkowicie zainwestował w fundusze akcji, zarobiłbyś 30 proc. To duża różnica, czy inwestując 100.000 zł zarobisz 30.000 czy 16.700 zł.

Po głębszej analizie okazuje się, że dywersyfikacja dobra jest dla tych, którzy nie interesują się swoimi inwestycjami. Jeśli natomiast należysz do osób, które stale mają swój budżet pod kontrolą, inwestowanie w bezpieczne aktywa będzie działało jak hamulec, który spowalnia Twoje zyski.

Oczywiście musisz wziąć pod uwagę, że fundusze nie zawsze zarabiają, bardzo często tracą. Wówczas statystyczny Kowalski także traci. Dzieje się tak, ponieważ nie sprawdza on na bieżąco stanu swojego portfela inwestycyjnego.

Gdyby sprawdził, czyli zachowałby się jak rasowy inwestor, wówczas widząc spadek, dokonałby konwersji – tzn. przeniósłby środki z funduszu, który traci na wartości do takiego, który zyskuje. Długotrwałe czekanie aż fundusz odrobi narastające straty może zakończyć się „utopieniem” bardzo dużych pieniędzy.

Każdy inwestor powinien sam ustalić, o ile procent i w jakim okresie musi obniżyć się wartość funduszu, by uznać to za sygnał do dokonania konwersji, czyli do przeniesienia swoich jednostek do innego funduszu, najlepiej rosnącego. Jeśli chcesz stracić jak najmniej, przyjmij zasadę, że spadek wartości w danym okresie nie może być niższy niż 10 proc.

W przedstawionym wyżej przykładzie, po udanym okresie inwestowania w fundusze agresywne, miałbyś w swoim portfelu 130.000 zł. Jeśli potem tendencja by się odwróciła (a zawsze kiedyś się odwraca) i straciłbyś 10 proc., zostałoby Ci jeszcze 117.000 zł.

To nadal odrobinę więcej niż 116.700 zł przy dywersyfikacji i to przed spadkiem wartości. Załóżmy jednak, że i w tej sytuacji wartość funduszów agresywnych (a tych miałeś w portfelu 1/3) spada o 10 proc., a pozostałe fundusze zatrzymują się na poziomie 0 proc. Jeśli w tym momencie sprzedaż wszystkie udziały, zostanie Ci ok. 112.800 tys. zł. Różnica wynosi ponad 4.000 zł na niekorzyść dywersyfikacji i to nawet wtedy, gdy tylko fundusze akcji lądują „pod kreską”, a pozostałe utrzymują się na jej poziomie.

Jeśli więc naprawdę chcesz zarobić, porzuć mit o dywersyfikacji, a przynajmniej nie dokonuj jej w sposób lansowany przez bankowców. Jeśli zależy Ci na dużych zyskach, dziel swoje udziały pomiędzy różne fundusze, ale bierz pod uwagę przede wszystkim fundusze agresywne lub hybrydowe, które w momencie kupowania jednostek właśnie rosną.

Bezpieczne fundusze bierz pod uwagę jedynie w okresach dużych spadków. Gdy akcje spadają „na łeb, na szyję”, wówczas opłacać może się inwestowanie np. w obligacje. Po okresie dekoniunktury warto jednak powrócić do bardziej agresywnej gry.

Na koniec jeszcze jedna uwaga. W zależności od konkretnej oferty, z jakiej korzystasz, konwersja pomiędzy różnymi funduszami może być darmowa lub płatna. Powinieneś także uwzględnić koszty związane z obsługą funduszu (na ogół 0,5 – 5 proc. zysków) oraz z ewentualnym wycofaniem się z niego. Mimo tego, tendencje przedstawione powyżej powinny zostać zachowane.

Marcin Pietraszek

Fot. Getty Images

Exit mobile version