Ostatnie tygodnie na rynkach niewątpliwe znów zasiały zwątpienie wśród inwestorów oczekujących zwyżek cen akcji. Zniżkowały solidarnie wszystkie indeksy, a skala przeceny spółek małych i średnich była nawet nieco większa niż w przypadku zapomnianych w marcu i kwietniu polskich blue chipów.
sWIG80 i mWIG40 zniżkowały w skali miesiąca odpowiednio o -3,3 proc. i -3,5 proc., podczas gdy WIG20 odnotował stratę na poziomie -2 proc. Do tych mizernych kwietniowych rezultatów dołącza zła medialna sława maja, jako miesiąca, który statystycznie często kończył okres jesienno-wiosennej giełdowej „prosperity”. Tym samym nastroje inwestorów u progu nowego miesiąca zdają się być podobnie pesymistyczne jak na przełomie roku…
Warto w takiej sytuacji spojrzeć na szerszy obraz rynku. Po załamaniu zwyżek w połowie ubiegłego roku, od dziewięciu miesięcy z rzędu, indeks szerokiego rynku WIG pozostaje w szerokiej konsolidacji o zakresie 37-42 tys. punktów. Zarówno jesienny pesymizm, jak zimowy optymizm inwestorów, nie miały wystarczającej siły, by doprowadzić do wybicia indeksu poza te ograniczenia.
W tym czasie naprzemiennie napływały dobre i złe dane makroekonomiczne oraz zwykle dobre wyniki finansowe przedsiębiorstw. Każdy kolejny miesiąc przebywania w opisanej konsolidacji jest oczywiście frustrujący, jednak ma też swój pozytywny wydźwięk: nieuchronnie przybliża nas do wybicia indeksów i ożywienia handlu.
Pytaniem kluczowym pozostaje oczywiście kierunek wybicia i ewentualna nagroda za wytrwałość. Tu oczywiście można szukać różnych argumentów i odpowiednio do nich uzyskiwać różne odpowiedzi. Wobec trudności oceny, które argumenty mają większą, a które mniejszą wagę, warto odnieść się do historii polskiej giełdy.
Wyceny, z którymi mamy obecnie do czynienia na przestrzeni ostatnich 10 lat szeroki rynek (WIG) odnotowywał dwukrotnie: w czwartym kwartale 2004 r. i czwartym kwartale 2008 r. W obu wypadkach inwestorzy byli podobnie zdezorientowani, co do rozwoju przyszłej sytuacji.
Przyszłość okazała się jednak wyjątkowo optymistyczna: w pierwszym przypadku wzrost indeksu w skali 12 miesięcy wyniósł 34 proc., a w skali 24 miesięcy – 89 proc., w drugim zaś odpowiednio: 47 proc. i 74 proc.
Żeby jednak ten obraz nie był jednostronny, trzeba wspomnieć o krótkoterminowym ryzyku, które w obu sytuacjach wystąpiło. Przejściowe spadki indeksów wyniosły w 2005 r. -6 proc., a w 2009 r. aż -25 proc. Nie trzeba chyba dodawać, że kupowanie akcji w czasie owych przecen odpowiednio „poprawiło” osiągane wyniki inwestycji w horyzoncie 12 i 24 miesięcy.
Czy zatem sprzedawać w maju? Historia podpowiada, że o ile w ogóle reagować na przejściowe zmiany cen, to raczej jednak kupować.
Źródło: AgioFunds TFI
Fot. Getty Images