Site icon Bizrun.pl

Partyzant w sex shopie

– Nie traktujcie zysku jako fetyszu – radzi początkującym przedsiębiorcom Antoni Ruszkowski, który w ramach gdańskich inkubatorów przedsiębiorczości stworzył nietypowy, niszowy sex shop. Zdaniem naszego rozmówcy, celem powinien być nie zysk, a zadowolenie klientów.

Z Antonim Ruszkowskim, właścicielem sklepu Kinky Winky rozmawia Marcin Pietraszek.

Skąd wziął się pomysł na Kinky Winky?

Pomysł uruchomienia sex shopu narodził się w dość nietypowych jak na taką branżę okolicznościach. Kilka lat temu na krakowskim filmoznawstwie obroniłem bodaj pierwszą w kraju pracę magisterską o filmie pornograficznym. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że skoro tak bardzo interesuję się tego rodzaju tematyką, czemu nie zrobić z tego pomysłu na życie?

W słuszności podjętego wyboru utwierdzały mnie pozytywne reakcje znajomych, którym koncepcja queerowego sex shopu, otwartego na wszystkie płcie i tożsamości seksualne bardzo przypadła do gustu. Czułem, że istnieje zapotrzebowanie na taki sklep.

W chwili obecnej, czyli parę miesięcy od rozpoczęcia działalności dostrzegam, że stworzenie miejsca przyjaznego, pełnego humoru, takiego w którym wszyscy czuliby się dobrze było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Czy wcześniej miał Pan już jakieś doświadczenia z prowadzeniem firmy?

Z działalnością stricte biznesową nie miałem wcześniej do czynienia. Jednak przez 6 lat współprowadziłem Stowarzyszenie K3 – Kulturalne Trójmiasto i działający w jego ramach Dyskusyjny Klub Filmowy. W ciągu tego okresu udało mi się zorganizować ok. 130 projekcji, które przyciągnęły ponad 13.000 widzów. To świetny wynik, biorąc pod uwagę fakt, iż nasze projekcje były często pokazami dzieł awangardowych. Klub był organizacją pozarządowa, lecz działał podobnie do firmy.

Od czego zaczął Pan tworzenie sklepu?

Od kilku rzeczy jednocześnie. Mając w głowie wstępną wizję sklepu, zabrałem się za prototyp graficzny oraz ustalanie funkcjonalności. Miałem mnóstwo szczęścia, gdyż stronę wizualną zgodziła się przygotować utalentowana projektantka, Anita Wasik, asystentka na gdańskiej ASP, autorka m.in. nowego logo Kampanii Przeciw Homofobii. Podstawowe prace nad szatą graficzną zajęły około 3 miesięcy. W międzyczasie przygotowywałem podstawowe treści na stronę i opisy pierwszych produktów w mojej ofercie.

Po wystartowaniu sklep przez pierwszych kilka miesięcy działał bez oprogramowania sklepowego, przez co posiadał ograniczoną funkcjonalność. Klienci chcący dokonać zakupu byli przekierowywani na stronę Allegro, na której finalizowana była transakcja. W kwietniu software został ostatecznie podpięty. Jest to autorskie rozwiązanie, które ciągle wzbogacamy o nowe opcje ułatwiające prezentowanie oferty oraz sprzedaż.

Samo otwarcie dowolnego sklepu wydaje się proste. Wystarczy udać się do hurtowni, kupić towar, a potem sprzedawać…

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo prosto. Jednak w podanym przykładzie problem zaczyna się już w momencie zakupu towaru w hurtowni – na wejściu warto mieć pieniądze. Jeżeli ich nie posiadamy, nie mamy towaru w magazynie, przez co jesteśmy zmuszeni oferować produkty z dłuższym terminem wysyłki. W konsekwencji mniej sprzedajemy (bo mało kto lubi czekać), co przekłada się na mniejsze przychody. I pętla się zamyka.

Dlatego w sytuacji, w której przedsiębiorca nie posiada na starcie znacznych funduszy, szczególną uwagę powinien zwracać na wysoki poziom obsługi (w późniejszym okresie trzeba go oczywiście utrzymać). Dobrze obsługiwani klienci są skłonni trochę dłużej poczekać na zamówienie.

Ale tego, co można dostać w Kinky Winky chyba nie da się znaleźć w typowej polskiej hurtowni?

Oferta sex shopu Kinky Winky jest wyjątkowa. Niektórych produktów nie ma w żadnym innym polskim sklepie. Dlatego w moim przypadku nabywanie wszystkich towarów od jednego dostawcy jest niemożliwe, gdyż nie istnieje u nas żaden tak wyspecjalizowany dystrybutor. Z tego powodu asortyment muszę zamawiać z kilku różnych źródeł.

Oferta sklepu podzielona jest na trzy główne działy. W pierwszym znajdują się akcesoria erotyczne, które kupuję od dostawców krajowych oraz sprowadzam z hurtowni zagranicznych. Uważnie je dobieram, kładąc przy tym szczególny nacisk na jakość, wzornictwo oraz funkcjonalność gadżetów erotycznych.

W drugiej grupie produktów znajdują się książki traktujące o seksualności, takie jak albumy erotyczne, poradniki intymne oraz wydawnictwa popularno-naukowe. Najczęściej są to publikacje polskojęzyczne, więc siłą rzeczy sprowadzam je od dystrybutorów lokalnych.

Na trzecią grupę składa się tzw. pornografia alternatywna. Są to filmy łamiące stereotypy i konwencje obecne w pornografii głównego nurtu, czyli takiej, której pełno w internecie czy wypożyczalniach wideo. W tym przypadku sprawa ściągania towaru jest nieco bardziej skomplikowana, gdyż filmy tego typu to nieraz bardzo niszowe produkcje. Na szczęście wiele reżyserek mam przyjemność znać osobiście, dzięki czemu oferowane tytuły sprowadzam z pominięciem pośredników, bezpośrednio od artystek. Nadmienię, że sex shop Kinky Winky to jedyny sklep w Polsce, który koncentruje się na tego rodzaju twórczości.

Innym problemem może być promowanie sklepu erotycznego. W jaki sposób reklamuje Pan Kinky Winky? Jak dociera Pan do klientów z informacją o sklepie?

Chociażby udzielając wywiadów takich jak ten. Rozmowy z mediami są świetnym sposobem na szersze zaprezentowanie sklepu, pokazanie go od wewnątrz i dotarcie do ludzi, którzy w inny sposób być może by się o nim nie dowiedzieli.

Dywersyfikuję ruch w sklepie i do potencjalnych klientów staram się docierać na kilka odmiennych sposobów. Nawiązuję współpracę ze stronami tematycznymi, organizuję konkursy z nagrodami oraz wysyłam ulotki do zaprzyjaźnionych organizacji i stowarzyszeń. Ponadto pozycjonuję sklep w wyszukiwarce Google. Głównie robię to samodzielnie, gdyż mam pewne doświadczenie w tej dziedzinie.

Staram się wykorzystywać każdą okazję do pokazywania sklepu. Opowiadam o nim znajomym, w torbie zawsze noszę ulotki. Takie metody mogą wydawać się nieco „partyzanckie”, ale dysponując ograniczonym budżetem na promocję warto sięgać po wszelkie sposoby docierania do osób potencjalnie zainteresowanych naszą ofertą.

Bardzo istotnym elementem utrzymywania stałego kontaktu z klientami jest profil firmy na portalu Facebook. W tym miejscu mam dwie małe rady, o których warto pamiętać sięgając po to medium. Po pierwsze i najważniejsze, nasz fan page nie może być „martwy”. Powinniśmy go często aktualizować, zamieszczać wiadomości ciekawe i zachęcające do komentowania. I druga sprawa. Warto, by profil firmowy nie był jedynie wizytówką sklepu, miejscem w którym wyłącznie pokazuje się towar, lecz powinien być przestrzenią oferującą naszym fanom coś ekstra.

Czy jest Pan zadowolony z dotychczasowych efektów działalności?

Wiadomo, że zainteresowanie zawsze może być większe (śmiech), ale nie narzekam na wyniki. Popularność sklepu sukcesywnie rośnie, co mnie niezmiernie cieszy. Powiększa się również grono fanów Seksualnych (r)ewolucji, czyli naszego profilu na Facebooku.

Miał Pan może jakieś zaskakujące doświadczenia związane z prowadzeniem tego sklepu?

Byłem bardzo miło zaskoczony, gdy w parę minut po tym jak na facebook’owym profilu pokazałem materiały promocyjne, zgłosiła się do mnie członkini pewnego stowarzyszenia z propozycją kolportażu ulotek na festiwalu filmowym o mniejszościach seksualnych.

Na co dzień niezmiernie cieszy mnie bardzo pozytywny odzew ze strony rozmaitych organizacji, znajomych oraz rosnącej rzeszy klientów, którym sklep najwyraźniej się podoba.

W jaki sposób sklep będzie się rozwijał?

W chwili obecnej uwagę skupiam przede wszystkim na rozwijaniu bazy produktów. Przykładam dużą wagę do tworzenia dobrych i unikatowych opisów, dlatego proces ten jest niestety pracochłonny i wymaga poświęcenia sporej ilości czasu.

Niedawno uruchomiłem dział testów na sklepowym blogu, w którym zamieszczam wnikliwe recenzje akcesoriów erotycznych. W przyszłości mam zamiar konsekwentnie go poszerzać, gdyż zależy mi na oferowaniu sprawdzonych produktów. Oddawanie akcesoriów do zewnętrznej oceny eksperckiej uważam ponadto za dobry sposób na budowanie zaufania pomiędzy sklepem a klientami.

Co by Pan poradził osobom, które chciałyby od zera założyć e-sklep?

Ilość sklepów internetowych sukcesywnie rośnie. Dlatego osobom początkującym radzę znaleźć niszę, w której czułyby się dobrze (np. związaną z hobby), a jednocześnie rokującą powodzenie biznesowe. Przed opracowaniem koncepcji sklepu warto przyjrzeć się konkurencji obecnej już na rynku. Postawmy się w roli klienta, zróbmy zakupy w innych sklepach, by zobaczyć czego im brakuje. Być może w ten sposób dojdziemy do tego, co powinno wyróżniać nas na rynku.

Jeżeli dysponujemy ograniczonym budżetem, to w początkowym okresie działalności dobrze posiadać inne źródło utrzymania. Wygenerowany zysk powinien iść na pokrycie bieżących kosztów działalności oraz rozwijanie bazy produktów. W kontekście finansów doradzam rozważnie nimi dysponować podczas pierwszych zakupów w hurtowni. Bywa to trudne, gdyż czasami trudno wyczuć, który produkt będzie się cieszył zainteresowaniem, który zaś będzie się kurzył na magazynowej półce.

Kinky Winky działa w ramach Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości przy Uniwersytecie Gdańskim. Bardzo sobie chwalę tę współpracę. Dlatego gorąco polecam startowanie w inkubatorze każdej osobie planującej uruchomienie firmy. Jeżeli w naszym mieście funkcjonuje taka instytucja, koniecznie skierujmy do niej swe kroki. Pracownicy inkubatora zdejmują z nas ogrom formalności, przez które trzeba przejść na początku uruchamiania tradycyjnej działalności gospodarczej. Przede wszystkim dają nam osobowość prawną („są firmą” w naszym imieniu), prowadzą księgowość, doradzają od strony prawnej etc.

Rozkręcając sklep trzeba być przygotowanym na ogrom pracy, jaki jest z tym związany. Mam tu na myśli opracowanie koncepcji graficznej, wybór platformy sklepowej oraz jej integrację, zorganizowanie dostaw towaru, przygotowanie setek opisów produktowych i pozostałych ważnych treści (zwracając szczególną uwagę na regulamin), dbanie o promocję, obsługę zamówień. Jak widać, jest tego sporo.

I mała rada na koniec. Warto być otwartym na potrzeby klientów, słuchać ich, szybko reagować. I nie traktować zysku jak fetyszu. Czasem warto zarobić mniej, a nawet dołożyć do transakcji, ale zyskać bardzo zadowolonego klienta, który później do nas wróci, przy okazji polecając nas swym znajomym.

Dziękuję za rozmowę.

Exit mobile version