Rozmowa ze Sławomirem Magdziarzem – jednym z założycieli i prezesem zarządu serwisu zlecenia.przez.net
Dziś formy elastycznego zatrudnienia i dzielenia się pracą to mocny trend na rynku i mówię tu także o polskim podwórku. Kiedy startowaliście, rynek freelancerów był w powijakach. Jak testowaliście teren i skąd w ogóle pomysł na tego typu e-usługi?
Sławomir Magdziarz: Kiedy startowaliśmy, w Polsce faktycznie dopiero kiełkowały e-usługi, ale czuliśmy, że to jest to. Obserwowaliśmy, co dzieje się za granicą – inspiracji dostarczył nam szczególnie rynek amerykański, kolebka e-targowisk.
Na pomysł wpadliśmy na pierwszym roku studiów, na wuefie. Ja wówczas pisałem programy na palmptopy. Karol (Karol Krużelecki – drugi z założycieli serwisu; przypis red.) był zafascynowany książką „Bogaty ojciec, biedny ojciec”, pod wpływem której uznał, że możemy raz napisać program komputerowy, który sprzeda się wiele razy.
I chcesz powiedzieć, że tak od razu się sprzedał?
Na początku w ogóle nie zarabialiśmy. Zrobiliśmy stronkę i wrzuciliśmy ją do sieci. Sami działaliśmy na zasadzie „freelancerki”, chcieliśmy ułatwiać pracę zdalną przez internet w Polsce. To było hobby. Dopiero z czasem przyszła myśl, że może można byłoby na tym zarobić.
Większość projektów biznesowych zawiera bardzo szczegółową estymację wydatków i kalkulację zysków…
Zupełnie nie wiedzieliśmy, jak się robi pieniądze. Nie myśleliśmy w takich kategoriach. Kiedy pojawiły się pierwsze opłaty, trzeba było to sformalizować. Na początku działalność prowadził Karol, później ja przejąłem pałeczkę, aż w końcu w zeszłym roku założyliśmy spółkę z o.o.
Kiedy nastąpił ten przełom, kiedy zaczęliście naprawdę zarabiać?
Pierwsze opłaty w serwisie pojawiły się już w 2006 roku. Niewiele z tego zarabialiśmy. Tak naprawdę dopiero po skończeniu studiów coś drgnęło. Wtedy zaczęliśmy pracować pełną parą.
Wprowadziliśmy konta pre-paid, ostatnio abonamenty. Staraliśmy się tak oszacować wysokość cen, aby faktycznie zdobywający zlecenia w serwisie wykonawcy byli w stanie je płacić, i żeby koszt takiego abonamentu im się zwracał.
Zakładamy, że 15 proc. prowizji od pozyskanego zlecenia to akceptowalna wysokość, więc jeżeli użytkownik zarabia dzięki nawiązanym na naszej stronie kontaktom, załóżmy – 400 zł miesięcznie – to już opłaca mu się wykupić abonament.
Do nowatorskiej usługi pasuje nowoczesne podejście do reklamy. Jak i gdzie się promowaliście i skąd mieliście na to środki, skoro nie zarabialiście?
Jeśli nie liczyć reklam AdWords, żadna forma reklamy portalu nie istniała. Działała jedynie poczta pantoflowa.
Chcesz powiedzieć, że ta świadomość marki wzięła się bez żadnego zaplecza promocyjnego?
Czas pokazał, że mieliśmy dobry pomysł. Rosła i wciąż rośnie świadomość internetowa społeczeństwa (w szczególności przedsiębiorców), ludzie przekonują się do przenoszenia coraz większej części swojej aktywności do internetu (bankowość elektroniczna, aukcje internetowe, serwisy społecznościowe, itp.), także aktywności związanej z prowadzeniem firmy, czy poszukiwaniem podwykonawców.
Oczywiście sam pomysł to nie wszystko, realizacja – czyli system internetowy, to druga połowa sukcesu, a determinacja w realizacji celu jest ich dopełnieniem. A nam nic lepiej niż programowanie nie wychodziło.