21 czerwca, gdy rynek bez entuzjazmu przyjmował do wiadomości skromny pakiet stymulacyjny ogłoszony poprzedniego dnia przez FED, spokojnie zachowujące się dotąd złoto było jednym z najsilniej przecenionych aktywów.
Wzrosty od początku roku stopniały do zera, co może budzić obawę o kontynuację jedenastoletniej hossy. Nim jednak zaczniemy zastanawiać się nad szansami na odwrócenie spadkowego trendu i powrót do wrześniowych szczytów, warto przyjrzeć się zachowaniu notowań tego metalu w ostatnich miesiącach.
Było ono bowiem, jak na pokryzysowe lata, nietypowe. Złoto wyszło ze swojej roli bezpiecznej przystani i zaczęło poruszać się jak ryzykowne aktywa. Od początku roku do pierwszych dni kwietnia (kiedy to znów powróciły obawy o kondycję strefy euro) złoto zyskało 6,5 proc., a amerykański rynek akcji 13 proc.
Złe informacje z europejskiego rynku długu i dane świadczące o spowalnianiu światowej gospodarki pchnęły przez dwa miesiące amerykański rynek akcji w dół o 10 proc., a złoto o 4 proc. Gdy przyszło oczekiwane odbicie, amerykańska giełda odrobiła połowę strat, ale złoto dalej taniało. Czyżby wreszcie wróciło do swojej roli bezpiecznej inwestycji i zacznie drożeć, gdy rynki akcji będą traciły?
Nie bardzo w to wierzę, zwłaszcza patrząc na wydarzenia ostatnich dni. Lekkie wzrosty na złocie od dołka w końcu maja, były w znacznej mierze grą pod FED, a złoto dalej zachowuje się jak ryzykowne aktywa. A że w tej roli wypada słabo, nic dziwnego.
Złoto nie generuje żadnych przepływów pieniężnych i jako towar ma szansę drożeć tylko wtedy, gdy potrzeba go więcej w przemyśle (głównie jubilerskim i elektronicznym). Rekordowe wydobycie kruszcu przemysł jest w stanie wchłonąć, ale dopiero po znacznej obniżce cen. Po tak dużych wzrostach (140 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat) nie ma co liczyć na kontynuację hossy, jeśli dalej nie będą w niej partycypować inwestorzy. Oni zaś wiedzą, że złoto jest dobre tylko na trudne czasy, i nie palą się do zakupów. Przynajmniej ci z Europy i USA.
Liczba otwartych długich pozycji spekulacyjnych na kontraktach na złoto jest już najniższa od 2009 roku. Oznacza to, że wśród funduszy hedgingowych maleje przekonanie co do wzrostowego kierunku dalszych ruchów cen. Podobnie opadł entuzjazm mniejszych graczy — tych, którzy kupują fundusze ETF i monety.
Złoto zgromadzone w dostępnych do kupienia na światowych giełdach funduszach wprawdzie nie jest jeszcze wyprzedawane, ale napływ nowych środków jest niewielki. Podobnie jest z monetami — w tym roku sprzedano jak dotąd o połowę mniej amerykańskich monet Golden Eagle niż w zeszłym roku. Złoto jednak ktoś kupuje, bo popyt w pierwszym kwartale tego roku istotnie nie zmalał.
Najbardziej pazerne na kruszec są obecnie banki centralne. W zeszłym roku kupiły go najwięcej od 1964 roku (440 ton) i wygląda na to, że w tym roku ich apetyt nie będzie mniejszy. Jak na razie, od stycznia, w zakupach przodują Filipiny, Meksyk, Turcja, Kazachstan i Rosja.