Każdy inwestor giełdowy zanim wykona pierwszy krok na drodze do zysków, powinien sporządzić swój osobisty plan działania.
Po co inwestuję? Ile mogę na to przeznaczyć pieniędzy? Na jak długo chcę zainwestować? Ile czasu mogę poświęcić na zarządzanie inwestycją? Wreszcie, jaką wiedzą i umiejętnościami dysponuję i jaki mam dostęp do informacji na temat moich przyszłych inwestycji?
Odpowiedź na te pytania pomoże uniknąć fałszywego kroku w pierwszych dniach giełdowej przygody – począwszy od wyboru rachunku maklerskiego niezbędnego dla indywidualnego inwestora giełdowego.
– Na rynkach finansowych nie ma złotego sposobu na zyski. Najlepiej wiedzą o tym najbardziej doświadczeni inwestorzy – mówi Jacek Buczyński, analityk Biura Maklerskiego Deutsche Bank PBC. – Byli oni bowiem świadkami wydarzeń, które nierzadko zupełnie ich zaskoczyły oraz zachowań rynku sprzecznych z ich wiedzą, analizą i intuicją. Złożoność to nieodzowna cecha procesu inwestycyjnego – dodaje.
Jednak nawet w dzisiejszych, tak niespokojnych dla giełd czasach, nie trzeba bać się aktywności na rynku kapitałowym. Wystarczy zidentyfikować „złote” pytania, które powinien sobie zadać każdy początkujący inwestor giełdowy.
Dlaczego inwestuję na giełdzie?
Pierwsza część odpowiedzi jest najpewniej taka sama dla wszystkich inwestorów – „by zarobić więcej niż na lokacie”. Pytanie „o ile więcej?” nie jest już tak oczywiste.
– Większy potencjalny zysk na rynkach finansowych, zupełnie tak jak w życiu, wiąże się zawsze z większym ryzykiem – mówi Łukasz Porębski, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
– Dlatego oczekiwana stopa zwrotu z inwestycji wraz z potencjalną stratą, jaką jesteśmy w stanie zaakceptować, to podstawowe kryteria, które powinien zdefiniować sobie każdy gracz giełdowy – dodaje.
Celem inwestycji jest osiągnięcie realnego zysku po uwzględnieniu podatków i przede wszystkim inflacji. Wbrew pozorom to niełatwe, tak na giełdzie, jak i w przypadku lokat bankowych. Chociaż realna stopa zwrotu z depozytów w ostatnich miesiącach podniosła się dzięki niższej inflacji (zawdzięczamy to m.in. spowolnieniu gospodarczemu), to nadal oscyluje wokół zera.
Jak wynika z analizy Open Finance, przeciętny zysk z rocznej lokaty zakładanej w sierpniu 2011 roku po uwzględnieniu 19-proc. podatku od zysków kapitałowych oraz inflacji (3,8 proc.) wyniósł na jej koniec zaledwie 0,15 proc. To i tak nieźle, bo miesiąc wcześniej oszczędzający, chociaż zdecydowali się zamrozić swoje środki na 12 miesięcy, tracili na tym.
Właśnie dlatego w poszukiwaniu większych zysków w długim terminie inwestorzy dysponujący nadwyżkami finansowymi zwracają się ku rynkom kapitałowym.
– Giełda na pewno nie jest miejscem dla osób o niskiej tolerancji na ryzyko, jednak lokując część kapitału w akcje, dywersyfikując swój portfel i zakładając długoterminowy okres inwestycji, możemy ochronić pieniądze przed inflacją – mówi Buczyński. Oczekiwania mogą być większe: kilkanaście albo wręcz kilkadziesiąt procent zysku w skali roku.
– To realne cele, które można osiągnąć inwestując na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, jednak im wyżej postawiona poprzeczka, tym większe ryzyko straty – przestrzega Porębski.
Ważny jest też sam cel inwestycji. Czy chcemy zabezpieczyć pieniądze przed inflacją, zaoszczędzić na konkretny wydatek (wakacje, samochód), utrzymywać się z giełdy, a może lokować na niej kapitał długoterminowo z myślą o emeryturze.
Jak pokazują dane z Ogólnopolskiego Badania Inwestorów zrealizowanego przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych i Deutsche Bank PBC, 60 proc. osób aktywnych na giełdzie inwestuje, aby dywersyfikować oszczędności, a 25 proc. chce chronić je przed inflacją. Tylko mniej więcej co dziesiąty inwestor indywidualny dąży do tego, by utrzymywać się wyłącznie z giełdy.